Jestem tu. Pośrodku lasu. Wychodzę po zmroku na taras małego drewnianego domku. Widzę światła w innych domkach porozrzucanych na Polanie. Decyduję się iść w ciemność. Ramię w ramię z moim strachem. Gdy wychodzę poza obszar docierającego z wioski światła przebiega mnie dreszcz niepewności. Mało widzę. Jestem sama pośrodku bezkształtnego Nieznanego. Stoję tak spoglądając w nicość. Jednak się wycofuję. Wracam do znanego. Zamykam drzwi domku i kładę się spać z wciąż bijącym sercem.
Kolejnego dnia przychodzi do mnie impuls. Nie muszę iść sama. Jest tu na Polanie cała drużyna ludzi, którzy chcą eksplorować krawędź poznania. Zapada noc. Idziemy razem.Chociaż nie mamy żadnego źródła światła to nie ma teraz znaczenia. Gdy jesteśmy w połączeniu - ciemność nas nie dotyka. Rozmawiamy. Możemy zajść bardzo daleko. Jesteśmy odkrywcami. Niesie nas czucie i intuicja.
A potem w dzień siedzimy w przestronnej jurcie i patrzymy sobie w oczy. W świetle zwyczajności przyglądamy się sobie w swoich bezpiecznych formach. Widzę jak każda z obecnych tu Istot próbuje się wyrwać i pokazać w swojej autentyczności. W końcu, po tylu latach szukania, jest miejsce gdzie nie musimy się ukrywać - możemy być widziani przez innych w nagości swojej prawdy. Jednak coś hamuje.
Dlaczego mimo, że chcę Być z innymi wciąż robię krok w tył? Za każdym razem gdy wpadam na tą szklaną ścianę to boli, jednocześnie poznaję lepiej własne więzienie. Jestem w koanie wewnętrznym - tak bardzo chcę żyć bez oczekiwań wobec siebie i innych, że niezauważalnie tworzę o tym oczekiwanie. Oczekuję braku oczekiwań. Co za finezyjna pułapka!
Na szczęście zaczyna się rozpadać gdy ją dostrzegam. Gdy przestaję myśleć o tym co się może wydarzyć, jak powinno być w Nowym i zdaje się w pełni na jakość przestrzeni, w której jestem - dzieje się transformacja.
Aby otworzyć otworzyć drzwi mojego serca dla bycia we wspólnocie, potrzebuję swojego czucia dostępnego tu i teraz. Potrzebuję gniewu aby wiedzieć czego chcę w danej chwili i jego mocy aby to kreować, potrzebuję swojego strachu aby wejść w to co dla mnie jeszcze nieznane i odkrywać kim jestem, potrzebuję smutku aby tworzyć połączenia, widzieć w nich wartość i radości aby celebrować jakości jakie mam ja i inni.
I teraz już mogę nawigować w byciu z innymi - ciemność lasu mnie nie ukrywa, świeci moja Istota. Teraz, na wyprawę poza znany dobrze krąg światła współczesnej kultury, wyrusza cała wioska i nagle ten odważny akt wyjścia w nieznane okazuje się być drogą do bliskości między nami. Są takie przygody, których nie doświadczamy sami.
Jestem na jednej z nich w Bridge House na Polanie.